poniedziałek, 16 lutego 2015

Amnezja

     Pewnego jesiennego popołudnia odwiedził mnie znajomy. W trakcie rozmowy zapytał, co znaczą literki "E" namalowane na drzewach? Byłem zdziwiony tym pytaniem, niemniej odpowiedziałem, że w ten sposób oznacza się drzewa, które nie powinny być wycięte. Leśnicy mówią o nich "drzewa ekologiczne". Zaraz padło następne pytanie. Czym różnią się od innych drzew? Odparłem, że mogą to być jakieś szczególne okazy, drzewa dziuplaste, w których gniazdują ptaki, albo jeszcze spełniające zadanie drzew nasiennych i tak dalej. Pytania sypały się nadal. A ile takich drzew ma pozostać na powierzchni zrębowej?

    Dziwne były te pytania tym bardziej, że nigdy wcześniej nie interesowały go takie tematy. Po chwili wszystko się wyjaśniło. Otóż leśniczy prowadził rębnię gniazdową. I nie było w tym nic dziwnego poza tym, że na powierzchni pozostawił kilka dorodnych dębów, zaznaczając je właśnie literką "E". Gdy z powierzchni gniazd zostało wszystko uprzątnięte, pewnego dnia wycięto również i te dęby.

     Zaciekawiło mnie to, więc następnego dnia uzbrojony w aparat fotograficzny udałem się we wskazane miejsce. Wszystko się zgadzało. Wycięta gniazdówka i wzorowo wysprzątana. Po rudym igliwiu sosnowym i równie rudych, suchych liściach ścielących glebę wnioskować można było, że pozyskanie zakończono jeszcze latem. Teraz powierzchnię zaścielały wcześniej wspomniane dęby. Piękne okazy! Dorodne i zdrowiutkie. Leżały jak powalone olbrzymy. Odpowiednio pocięte i nawet opisane, w jakiej klasie jakości, długości i średnicy zostały sklasyfikowane. Na pobocznicy każdej sztuki widniała ładnie namalowana zieloną farbą literka "E".

     Zacząłem robić zdjęcia, aby udokumentować to niezwykłe zjawisko. Na gnieździe nie przekraczającym 40 arów leśniczy najpierw pozostawił kilka dębów, odpowiednio je znakując, a później kazał wyciąć. Nigdy nie zdarzało się aby na takim gnieździe pozostawiać taką ilość drzew, które na dobrą sprawę w odpowiednim rozstawieniu pokrywały swymi koronami całą powierzchnię. Zastanawiałem się, czym kierował się w tym konkretnym przypadku leśniczy?
                                                                                   
 Tak na oko było tego dobry zestaw samochodowy, jakieś 20 - 23 metry sześcienne. Rozumiem, że obecnie sprzedaż surowca uzależniona jest od wielu czynników i nie zawsze wycina się wszystko do końca. Część surowca pozostaje na "pniu" czekając na kupca. Nie spotkałem się natomiast aby mające pozostać drzewa do wycięcia w późniejszym czasie oznaczano w ten sposób. Rozważałem różne możliwości, nawet z tą mającą charakter kryminogenny.
    Postanowiłem wyjaśnić tą sprawę. Od pewnego czasu docierały do mnie różne wiadomości na temat ruchu drewna w tym leśnictwie. Nie zawsze to było zgodne z przyjętymi zasadami. Wielu kłuło w oczy, gdy widzieli dopiero co pozyskany surowiec, bez odbioru, jeszcze tego samego dnia był ładowany na pojazdy i wywożony w siną dal. Uznałem, że w tej sprawie należy zapytać "wyżej", czyli w regionalnej dyrekcji. Kiedyś próbowałem wyjaśnić podobną sprawę tu na miejscu, ale pozostała bez odpowiedzi.(O niej opowiem innym razem).

    Opisałem intrygującą mnie sprawę, dokumentując wszystko wykonanymi zdjęciami i wysłałem do "góry". Był to listopad 2013 roku. I czekałem. Czekałem. I czekałem, a odpowiedzi nie było. Zresztą nie otrzymałem jeszcze odpowiedzi w innej sprawie, z którą zwróciłem się we wrześniu też do "góry" do naczelnika działu odpowiedzialnego za te sprawy.

   Pomału zacząłem wierzyć w opowieści o paskudach i psujakach. Być może one swoimi czarami coś napsociły? Teraz gdzieś w ukryciu naśmiewają się wystawiając moją cierpliwość na próbę. Nie mogłem tego odpuścić tym bardziej, że inni zaczynali mnie pytać, co słychać w tej sprawie. Może aż na sam "szczyt" się udać? - pomyślałem. I tak też zrobiłem. 

    Mówią, że naiwnych nie sieją. Sami się rodzą! Z tak daleka też nie było wiadomości. Zniecierpliwiony, zacząłem wprost dopominać się o odpowiedź. I w końcu udało się! Mała iskierka! Otrzymałem maila, że sprawdzanie informacji jest w trakcie i w najbliższym czasie "góra" poinformuje mnie o swoich ustaleniach.


    Odpowiedź od "góry" przyszła w marcu 2014 roku! Również była powalająca! Teraz nie miałem żadnej wątpliwości co do istnienia tych leśnych magików. Nie sądziłem tylko, że ich magia sięga tak daleko i osiąga taki skutek. Z otrzymanego pisma jednoznacznie wynikało, że zarówno leśniczy jak i pracownicy nadleśnictwa odpowiedzialni za pozyskanie i dozór nie są w stanie przypomnieć sobie o wyciętych dębach. Nie są też pewni, czy te dęby uwiecznione na zdjęciach, to dęby z tego leśnictwa.

   Co do ludzi z nadleśnictwa i ich pamięci, to jestem w stanie zrozumieć. Po prostu mogli nie wiedzieć w sytuacji, jak wcześniej wspomniałem, kryminogennej. Przecież nie będzie leśniczy tym chwalił się. I niech nikt nie myśli, że o to go posądzam! W żadnym wypadku! Tu zawiniły te leśne paskudy i psujaki swoją magią. Spowodowały amnezję u tych co trzeba i tyle!

    Wszystko to potwierdzało. Ścięty i pocięty dąb leżał sobie spokojnie w lesie nie zwracając niczyjej uwagi. Przeleżał zimę zasypany śniegiem. Pod grubą warstwą białego puchu był praktycznie niewidoczny. Zresztą, kto przy zdrowych zmysłach chciałby pokonywać zaspy śnieżne aby znaleźć jakieś tam dęby skoro leśniczy nic na ten temat nie wie.

     Ja otrzymałem odpowiedź i sprawa załatwiona! Po co zawracać sobie głowę kimś takim, jak ja? Przecież i mnie mogła dosięgnąć jakaś forma magi i z nieznanych powodów zrobiłem zdjęcia w zupełnie innej części kraju twierdząc, że to tu. Jestem złośliwcem i czepiam się bez potrzeby!

Tylko szkoda mi tych leśnych magików. Oni coraz bardziej martwili się tym, że swą magią spowodowali iż dęby pozostaną tam już na zawsze. Ale nie! Czas trwania amnezji minął! Nagle, pod koniec zimy wjechały do lasu ciągniki i z hałasem zaczęły wyciągać dębowe kłody spod śniegowej pierzyny. Ktoś z pracowników nabił plakietki z numerami i parę dni później przyjechał samochód. Kierowca ładował kłody kombinując, by zmieścić wszystkie. Nie udało się! Pozostało trochę. Szybko zjawił się pilarz i pociął na krótsze kawałki jako opał. Zaraz i one zostały wywiezione, ale już bez nabitych numerków.

     I po co był ten krzyk? Szukanie odpowiedzi na pytania bez odpowiedzi? Gdyby nie magia, nie było amnezji i wszystko zakończyłoby się dużo wcześniej.

        Z drugiej strony, może takie wścibianie nosa w nie swoje sprawy powoduje chwile zastanowienia u gospodarza lasu? Następnym razem zrobi wszystko jak należy nie dając innym powodów do wysnuwania niepotrzebnych wniosków.

     Również  powinienem się  cieszyć,  że władze u "góry" mają wszystko pod kontrolą. Dysponują sprawdzoną kadrą cieszącą się zaufaniem. A powierzony jej pieczy majątek traktują lepiej jak własny.

       Można tylko powiedzieć: Darz Bór!
    

    

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz