niedziela, 12 kwietnia 2020

Modrzewie wycięte

   Prawie codziennie przejeżdżam koło tego miejsca. Zaintrygowała mnie zaistniała sytuacja, a raczej zmiana jakiej dokonano w prawie 30 letnim młodniku. Parę miesięcy temu, ktoś na polecenie leśniczego (tak mniemam) wyciął prawie wszystkie modrzewie rosnące w młodniku. Prace zostały wykonane sprawnie i szybko. Oczyszczone strzały pozyskanych modrzewi z gałęzi zostały wywiezione, a gałęzie bezpośrednio w miejscu pozyskania spalone.

   Zastanawiam się co było powodem takiego postępowania? Modrzewie nie chorowały. Nie są niepożądanym gatunkiem w tym miejscu. Dlaczego je wycięto? Może pozbawione igliwia w okresie zimowym zostały uznane za drzewa uschnięte? (Taki przypadek kiedyś wydarzył się w tym nadleśnictwie.)

   Niezrozumiała sytuacja. Po co było sadzić i wyciąć przed okresem dojrzałości? A może jest jakiś powód, dla mnie nieznany? Chyba nie chodziło o surowiec na boazerię?


sobota, 3 sierpnia 2019

Zapomniany

   W ostatni dzień lipca wybrałem się do lasu. Wcześniej jakoś nie było czasu, a już od dawna nosiłem się z zamiarem zobaczenia jak rośnie las, który był sadzony przy moim udziale.

   Nie będę rozpisywał się za dużo. Tam gdzie byłem, jakoś nie zauważyłem zainteresowania obecnego leśniczego rozwojem już młodników. Jak zostały posadzone 16 lat temu, tak same rosną bez ludzkiej ingerencji. Może to dobrze, a może nie.

   Pierwszym przykładem niech będzie posadzone na gruncie porolnym nowe pokolenie lasu. Oddział 163 a, duża powierzchnia, prawie 6 hektarów, na siedlisku LMśw. Od momentu posadzenia nie zauważyłem śladów ludzkiej ingerencji. 


 Mijane  młodniki zakładane przeze mnie praktycznie rosną same i nie widać w nich przeprowadzanych zabiegów hodowlanych.

   Drugim przykładem niech będzie 16 letni młodnik w oddziele 109 a. Powierzchnia 1,22 ha, na siedlisku BMśw. Tuż przy nim wybudowano nową drogę. Przeszkadzające drzewa wycięto i wciśnięto w las. Zrudziałe straszą. Chociaż jest zakaz poruszania się tą drogą dla pojazdów obcych niż leśne, to jednak jeżdżą. Sam byłem świadkiem. A wystarczy wyrzucony niedopałek i tragedia! Tym bardziej, że wnętrze młodnika przepełnione jest suchymi, martwymi już drzewami.


                                                 

   Te dwa przykłady nie mówią, że nic się nie dzieje. Owszem, są prowadzone prace. Parę dni wcześniej wykonano czyszczenie późne  w 17 letnim młodniku, oddział 162 c, powierzchnia ponad hektar na siedlisku Bśw. I tutaj poza pracownikami ZUL-u leśniczego chyba nie było. Rosnący przy drodze chojar został ścięty i wpuszczony w głąb młodnika rozpychając młode drzewka. Ale zabieg wykonany!


                                                  



środa, 9 sierpnia 2017

Wycinka - c.d.

   Minęło trochę, a nawet sporo czasu od momentu gdy ktoś pociął w metry ścięte wcześniej akacje przy drodze. Pociął i zabrał pozostawiając wierzchołki, bo tam cienizna i narobić się trzeba. Nie posądzam leśnych ludków, bo prawdopodobnie prace prowadzone były na nieleśnym gruncie. Pozostał jednak bałagan również na terenie leśnym. Z drogi widać sterczące chojary, połamane kikuty drzew i nie wyrobione do końca gałęzie. 

   Chciałoby się zapytać, kiedy ostatnio przejeżdżał tamtędy leśniczy? A przejeżdżał z całą pewnością. Ale cóż? Jemu taki stan rzeczy nie przeszkadza. To i ja nie będę rozpisywał się więcej nad tym. Zamieszczam filmik.


piątek, 4 sierpnia 2017

Płot

   Leśnicy nie tylko wycinają las, ale też go sadzą. Dbają o nowe nasadzenia, którym w pierwszej fazie wzrostu zagrażają nie tylko różne patogeny, owady i zwierzyna. Wykorzystuje się w tym celu różne sposoby ochrony. W przypadku zwierzyny stosujemy repelenty odstraszające czy to zapachem, czy smakiem. Co cenniejsze gatunki grodzimy aby spokojnie wzrastały do momentu gdy umkną spod pyska łakomych kopytnych. Gdy to nastąpi grodzenia stają się zbędne i należy je usunąć.

   Nie możemy grodzić całego lasu. Dlatego w odpowiednim momencie udostępniamy wcześniej grodzone fragmenty, którym już zwierz nie zagraża. Tak robi się wszędzie. Chociaż "wszędzie" nie znaczy, że tak dzieje się w leśnictwie Radzików. Tu jakby działały inne zasady i prawa. Tu leśniczy albo nie ma czasu, albo nie wie kiedy należy usunąć niepotrzebne już grodzenia.

   Przykładem może być oddział 300 b. Tą uprawę zakładałem jeszcze ja. O ile dobrze pamiętam w 2004 roku. Fragmenty zostały ogrodzone ze względu na dużą penetrację w tym miejscu zwierzyny płowej. Ale to było 13 lat temu. W tej chwili już młodnik znacznie wyrośnięty ma się dobrze i nawet widziałem wykonany zabieg. Tylko dlaczego nadal istnieje płot, gdy młode pokolenie ma kilka metrów wzrostu i średnicy kilkunastu centymetrów? Co jest tu zagrożeniem?

   Podobnie wygląda sytuacja w oddziele 304 b i 304 a. Tam płot chronił prawie całe te wydzielenia. W 304 a powierzchnia założona i ogrodzona została w 2001 roku. Do teraz widać siatkę grodzenia poprzerastaną akacją i innymi drzewami. Za nią rosną znacznych rozmiarów dęby, modrzew, buk i daglezja. Co zagraża 10 metrowym drzewom? Jakie zwierzę?

   Konkluzja może być jedna. To leśnictwo zostało zapomniane przez wszystkich, albo jest leśnictwem doświadczalnym. Tu nie obowiązują wspomniane przeze mnie wcześniej zasady obowiązujące w innych leśnictwach. Tu prowadzenie leśnictwa to bajka!



   

wtorek, 1 sierpnia 2017

Deprecjacja.

   Nie jestem złośliwy, ale wystarczy wejść do lasu i już można wiele powiedzieć o gospodarzu. W tym przypadku raczej wiele niepochlebnych opinii. Obym się mylił!

   Naszła mnie ochota zobaczyć nowe nasadzenia w miejscu przygotowanym w 2014 roku. Gniazdówka. Byłem tam w połowie maja wspomnianego roku. Zastanawiało mnie wtedy, dlaczego na obrzeżu gniazda pozostawiono ogromną topolę. W części odziomkowej około 200 cm średnicy. No, ale był tam leśniczy i widocznie miał jakiś cel pozostawiając tak olbrzymie drzewo. Nie wiem tylko jaki?

   Minęły dwa lata i ciekawość mnie tam zapędziła. Zobaczyłem ogrodzone gniazdo z nasadzeniami i olbrzymią topolę w pozycji poziomej. Wiatr już dawno ją zwalił pozbawionej wsparcia  wyciętego drzewostanu. Teraz omszona, opatulona pokrzywami, jeżyną i kępami kruszyny cichutko leży sobie od dwóch lat! Ktoś przyciął rozłożyste konary aby nie rzucały się w oczy. Leży cichutko wsłuchując się w ptasie trele.

   Być może jej pokaźny pień jeszcze przedstawia jakąś wartość, ale niebawem nada się tylko na opał albo na wylęgarnię owadów. Leśniczy - gospodarz, a co tam?! Ma ważniejsze sprawy! Będzie zawracał sobie głowę jakąś topolą! Nadzór inżynieryjny pewnie tam nie dotarł! Bo i po co po pokrzywach łazić?! Nadleśniczy?... Może pomówmy o czymś innym...

   Leśnictwo to od kilku lat toczy deprecjacja, podobnie jak zwaloną topolę. Ale kogo to obchodzi?


Co ciekawe, wygrodzono olbrzymi pień topoli zwiększając tym samym grodzenie gniazda. Tu wszystko można!

poniedziałek, 31 lipca 2017

Naturalny chów cz. 2.

   Minęło ponad dwa lata od napisania postu "Naturalny chów". Myślałem i łudziłem się, że leśniczy w końcu usunie ten wywrot z uprawy. Zrobiłby to zapewne każdy inny, ale nie ten leśniczy. Jakby rządził się innymi prawami, spoza innych ram.

   Cóż z tego, że zasadził nowe pokolenie lasu, a później wiatr wywrócił starą sosnę w uprawę? Może nawał pracy nie pozwolił na zajęcie się tym wywrotem. Bo i po co usuwać skoro następne sosny mogą być wywrócone. Zatem czekał na ten moment i wiatr powalił następne drzewa. I spokojnie sobie leżą przyciskając to, co posadzili ludzie. Rozłożyste korony nie tylko przygniotły młode sadzonki, ale w następnej kolejności uniemożliwiły prowadzenie pielęgnacji.

   Będąc leśniczym na tym leśnictwie pilnowałem nowo założonych upraw. Zresztą każda gałąź leżąca na uprawie, a zwalona przez wiatr była dostrzegana przez inżyniera nadzoru lub nadleśniczego i w trybie błyskawicznym było mi to wytykane. Czyżby teraz zmieniły się kryteria? A może właśnie ten leśniczy ma tak wielkie fora, że nikt mu nie zwraca uwagi? Bo przecież on może tego nie widzieć zajęty własnym biznesem, ale nadzór powinien dostrzec to i wskazać mu.

   Kiedyś chciano obciążyć mnie za znaleziony w trawie kawałek pniaka wmawiając, że mogła być to tartaczka. Tu od lat leżą sztuki, które miały wartość surowca wielkowymiarowego. Teraz to tylko opał. A przecież przy nich kiedyś ktoś był, ale pozostawił czasowi i owadom.








   

środa, 19 lipca 2017

Wycinka

   Jeżdżąc do pracy zaintrygowały mnie prace prowadzone bezpośrednio przy drodze. W zasadzie to nagły ich brak. 

   W zeszłym tygodniu zauważyłem, że bezpośrednio przy drodze wycięto kilkanaście akacji. Widziałem również ścięte dęby. I nie byłoby w tym nic dziwnego gdyby nie fakt, że ścięte drzewa przygniotły inne, posadzone kilkanaście lat temu przeze mnie wtedy na nowo założonej uprawie na gruncie porolnym.

   Minął jeden, drugi i następny dzień i nie widziałem nikogo, kto kontynuowałby rozpoczęte prace. Piątego dnia nie wytrzymałem i zatrzymałem się na poboczu. Moim oczom ukazał się widok jakby znany z widzianych wcześniej prowadzonych prac w leśnictwie Radzików. Bałagan totalny! Jakby ścinający robił na złość komuś, albo samemu sobie! Potężne akacje zostały ścięte bez składu i ładu! Wiele sztuk ściętych w jedno miejsce, przygniatając powalone wcześniej.

   I już nie chodzi mi o to, że ktoś sobie utrudnił robotę, bo teraz będzie wyszarpywał kawałki gałęzi spod innych gałęzi. Jego sprawa! Jak głupi, niech szarpie! Nie wnikam też kto prowadzi te prace mające zapewne na celu usunięcie starodrzewu akacjowego wzdłuż drogi. Martwi mnie to, że znowu zabrakło gospodarza!

   Parę naście lat temu ludzie z mozołem sadzili młode sadzonki, a następnie pielęgnowano je wykaszając chwasty i to nie jeden rok. Wyrosły, teraz wysokie na kilka metrów, jesiony, dęby, modrzewie i sosny. Ale ktoś nieudolnie prowadząc ścinkę po przygniatał je! Rozumiem! Nie zawsze uda się położyć ścinane drzewo gdzie chcemy, albo żeby nie było szkód. Ale do diaska! Ten bałagan trwa prawie od tygodnia! Dlaczego od razu nie usunięto konary przygniatające młode pokolenie?!

   
    Jakby było mało, podczas ścinki nie było na miejscu leśniczego! Gdyby był, nie pozwoliłby wjeżdżać ciągnikiem w głąb młodego drzewostanu i łamać drzewka, bo tak było podczas naciągania akacji linami aby nie upadły na asfalt. Zajęty był swoim biznesem, czy to norma w tym leśnictwie?

   Szkoda, że nie ma poczucia poszanowania czyjejś pracy! Szkoda, że jest tak bardzo zajęty!


   P.S.

   Dziś wracając z pracy dostrzegłem ruch w tym miejscu. Jakiś człowiek wycinał metry z powalonych akacji. Ciekawe tylko jak będą postępować dalsze prace, bo widziałem tam jeszcze wiele drzew wyznaczonych do wycinki.

Sądów, 19.07.2017 r.